czwartek, 12 grudnia 2024 13:49
Reklama

Zwierzęta zginęły w pożarze. Strażak OSP Sarnowa Góra potrzebuje pomocy

Radosław i Paulina Klimańscy z Sarnowej Góry pod Sońskiem w jednej chwili stracili praktycznie cały dorobek życia. Zdruzgotany mężczyzna, który służy w miejscowej jednostce, jako ochotnik, opowiada nam, jak z powodu zatrucia czadem padło mu kilkanaście sztuk zwierząt. 

 - Trzy byki. Jednego na dniach miałem sprzedać i kupić paszę. Były trzy krowy cielne, jedna tego samego dnia albo następnego by się ocieliła, reszta to jałówki i jeden cielaczek - wylicza zrozpaczony mężczyzna, który nie kryje emocji. 

W sumie stracił 12 sztuk bydła. Dla niektórych, to niewiele, dla rodziny cały dobytek. 33-latek jest rolnikiem. Ziemi ma niewiele, bo zaledwie 5 ha własnej, a 12 ha dzierżawi.  Rodzina głównie utrzymywała się z chowu mlecznego. Opowiadają, że coś odchowali, coś sprzedali, kupili, wymienili, mleko oddawali na skup. Na życie, rachunki było i z tego się przede wszystkim utrzymywali.  Mówią, że ostatnio zainwestowali, bo musieli wymienić piec, przy okazji zmodernizowali centralne ogrzewanie. Dziś dodatkowym obciążeniem dla domowego budżetu jest kredyt na zakup pieca. 
Poniedziałkowy poranek (23.01) zapamiętają na długie lata. Córka szykowała się do szkoły, tata wyszedł na podwórko. Poczuł nagle dym, który wydostawał się z budynku inwentarskiego, gdzie przebywały zwierzęta. Po wejściu do środka od razu zobaczył leżące zwierzęta bez oznak życia. 

- Nie było czego ratować. Zaczadziały. Wszędzie było pełno gęstego dymu. Żona szybko zadzwoniła po straż. Ogień pojawił się prawdopodobnie od jakiegoś zwarcia w instalacji elektrycznej, ale było więcej zadymienia niż ognia. Jak strażacy przyjechali to przelali wodą i oddymiali - pokazuje nam miejsce przepalonego przewodu. 

 

 

Opowiada, że sam od razu zaczął  gasić pożar i przelewać wodą ściółkę do czasu przyjazdu kolegów-strażaków. Na pomoc zawołał dziadka. Przyznaje, że przez pierwszych kilka dni był roztrzęsiony, nie spał. Teraz budzi się kilka razy w nocy. Żal mu zwierząt, które tyle czasu chował i zginęły w takich okolicznościach. Martwi się co będzie dalej, kiedy i czy będzie go stać odbudować stado. Zostało zaledwie parę sztuk bydła. 

- Ani mleka, ani wyżyć z tego - mówi. 

 

 

Rozmowie naszej dziennikarki z państwem Klimańskimi przysłuchuje się pani Teresa - dalsza rodzina pogorzelców. Mówi, że małżeństwo nigdzie nie pójdzie po pomoc bo się wstydzą. 

- Pani im powie, że to żaden wstyd bo ich naprawdę spotkało ogromne nieszczęście. Tym bardziej, że krowy były cielne, zaczadził się cielak. Ja sama spać nie mogłam przez to wszystko. Wszystko popadało, żeby cokolwiek ocalało. Oni o pomoc nigdy nie prosili. Po tym nieszczęściu, które ich spotkało, już tyle dni i nie poszli nawet do gminy po wsparcie - mówi. 

Kobieta na ile może i stać ją, stara się dalszej rodzinie także pomóc. Małżeństwo ociera łzy.

W przestrzeni medialnej pojawiła się informacja o wyjeździe strażaków do pożaru obory w Sarnowej Górze, gdzie przebywało kilkanaście sztuk bydła. Akcja gaśnicza "polegała na zabezpieczeniu miejsca zdarzenia, podaniu prądu wody w natarciu na pożar w celu jego lokalizacji, a następnie ugaszenia, oddymieniu budynku, dokładnemu przelaniu i przegarnięciu słomy oraz sprawdzeniu pogorzeliska za pomocą kamery termowizyjnej". W sumie w akcji brało udział 5 jednostek straży pożarnej, w tym cztery lokalne ochotnicze, na miejsce przyjechała także policja.  W przestrzeni medialnej nie pojawiła się już niestety informacja, że kilkanaście sztuk bydła padło zanim straż przyjechała na miejsce, stąd nawet okoliczni mieszkańcy czy sąsiedzi mogą nie wiedzieć, co się wydarzyło feralnego dnia.

Kilka dni temu zwierzęta zostały zutylizowane. 
 

- Pytałem, ile mam zapłacić, ale kierowca nie chciał pieniędzy bo powiedzieli mu w firmie, że mamy nie płacić bo spotkała nas taka tragedia - mówi rolnik i nie ukrywa wdzięczności za ten gest.
 

 


Rozmawialiśmy z sołtys wsi Sarnowa Góra, która była zaskoczona naszą wizytą i sytuacją, w której znaleźli się jej mieszkańcy. Obiecała nie przejść obojętnie wobec rodziny.  We wsi prężnie działają też ochotnicy, do tego koło gospodyń wiejskich. Wójt Jarosław Muchowski po telefonie od dziennikarzy także zadeklarował wsparcie, również nie wiedząc o sytuacji w jakiej jego mieszkańcy się znaleźli. 

Niebawem podamy również numer konta bankowego dla osób, które chciałyby pomóc panu Radkowi i jego żonie finansowo. Ma zostać uruchomiona pomocowa zbiórka. Niezawiniona tragedia spowodowała, że rodzina znalazła się w trudnej sytuacji życiowej. Do sprawy wrócimy. 

*W materiale wykorzystano zdjęcia z akcji w której brały udział jednostki OSP Gąsocin, OSP Sarnowa Góra i OSP Sońsk oraz materiały będące własnością Radia Płońsk
 

Więcej o autorze / autorach:
Podziel się
Oceń

SŁUCHAJ NAS ONLINE!
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama