Najwięcej emocji podczas wczorajszej sesji Rady Miejskiej w Płońsku było tuż przed jej zakończeniem. Poruszonych zostało kilka delikatnych spraw w postaci domowych rozmów czy sms-ów. Dyskusję rozpoczęła wnioskiem radna Alina Braulińska.
- Chciałabym, by mój wniosek nie wywołał niepotrzebnej dyskusji. Chcę odnieść się do zdarzenia, które miało miejsce przed kilkoma tygodniami na jednym z posiedzeń rady pedagogicznej w jednej ze szkół. Dotyczyło ono niewłaściwego i karygodnego zachowania jednej z radnych. Dwa posty na facebooku - one nie milkną w przestrzeni publicznej miasta. W jednym z postów autor i komentatorzy żądają podjęcia przez organ prowadzący, działań wyjaśniających. Myślę, że po wydarzeniach, które miały miejsce 4-miesiące temu, kiedy to radni z klubu PiS bez żadnej najmniejszej wiedzy na temat sprawy, podnieśli rękę za moim dyscyplinarnym odwołaniem to ja dzisiaj mam moralne prawo by żądać od burmistrza albo pośrednio przez kuratorium wyjaśnienia tej sprawy. Nie może być tak, że zamiatamy całą sytuację pod dywan. Nie wiem jakie mogą być konsekwencje, ale jestem przekonana, że muszą dotknąć tę osobę, która zachowała się w sposób karygodny i bardzo niewłaściwy. Trzeba brać pod uwagę, że ta osoba pracuje w środowisku szkolnym czyli ma wpływ na dzieci – powiedziała Alina Braulińska, wiceprzewodniczący płońskiej rady miejskiej.
Nie podała jednak dokładnie jakiego zachowania dopuściła się jedna z radnych oraz nie wskazała o kogo chodzi. Szybko jednak zagadka została rozwiązana gdy o głos poprosiła kolejna osoba.
- Rada pedagogiczna się skończyła i rozmowa z moim małżonkiem była po zakończeniu posiedzenia rady pedagogicznej. To jest złośliwość przedmiotów technicznych, gdy nie wiemy czy zostały wyłączone. Nie mogę zdradzać pani tajemnicy rady pedagogicznej. Na następnej radzie wszystko zostało wyjaśnione, uregulowane i to już pani nie dotyczy, tylko dotyczy mnie i dyrektora szkoły. A pani opiera swoją walkę polityczną na podstawie prywatnej rozmowy w domu. Proszę się udać do prawnika i zapytać czy to rozmowa prywatna i kto to pani udostępnił? Nie będzie mi pani mówiła o czym mam rozmawiać ze swoim mężem – odpowiedziała radna Ewa Sokólska.
Chwilę później głos zabrał radny Marcin Kośmider wplatając kolejny wątek.
- To co po radzie w domu mówią państwo Sokólscy jest ich sprawą. Mogą mówić co chcą, bo gwarantuje im to konstytucja. Źle się stało, że rada nie była dobrze zabezpieczona i rozmowa wydostała się do przestrzeni publicznej Płońska. W tej przestrzeni publicznej krąży też sms, który napisała inna radna Rady Miejskiej w Płońsku. Cytuję „To co zrobiła pada nazwisko to jest już dno. Ona już to pisowskie dno osiągnęła. Życzę jej kur.. takiego wirusa, żeby nie przeżyła”. Z tym sms-em zamierzam iść do prokuratury, by ścigano tę osobę, gdyż jest to życzenie śmierci. Nie chcieliśmy tego pokazywać, ale przewodnicząca Braulińska sama sprowokowała taką sytuację. Sprawa pani Sokólskiej jest już dawno zakończona – mówił Marcin Kośmider, również nie dodając kto jest autorką sms-a.
Sytuacja była coraz bardziej napięta. Radny Ryszard Antoniewski zwrócił uwagę radnej Braulińskiej, że posługuje się ogólnikami i pytał czy radni opozycji mają pokazać autorkę sms-a z jej słowami.
- Przyniosę na następną sesję koszyczek z kamieniami i będziecie rzucać. Jest to śmieszne, żeby zabraniać rozmowy na dowolny temat. Ja mogę z mężem w domu rozmawiać na dowolny temat: o Hitlerze, o dyrektorze, o burmistrzu, o Ryszardzie Antoniewskim, o pani Jasińskiej, że właśnie takie sms-y pisze grożąc komuś śmiercią i używając wulgarnych słów. Ja nie użyłam żadnego wulgarnego słowa. Użył ich mój małżonek i niech on się tłumaczy, jeśli sobie życzycie. Mam szacunek do pracy dyrektora. Nie wie pani nic o toku i przebiegu tej sprawy. Opiera się pani na pyskówkach facebookowych i politycznych gierkach – dodała Ewa Sokólska.
Głos zabrał też inny nauczyciel w płońskiej radzie - Arkadiusz Barański.
- Owszem ta wypowiedź pani radnej padła w rozmowie prywatnej, ale rozumiem, że akceptujecie panowie słowa osoby, która uczy dzieci i jest w porządku dla Was używanie takich słów – pytał radny Barański.
W odpowiedzi od Marcina Kośmidra usłyszał, że każdy z radnych w domu może mówić co chce. Wypowiedziała się również radna Małgorzata Adamska-Jasińska.
- Nie wiem skąd państwo mają sms, ale wydaje mi się, że jest to tajemnica korespondencji. Ja także byłam w emocjach gdy dowiedziałam się o takim zachowaniu pani Ewy o co w życiu bym jej nie podejrzewała a że bardzo lubię i szanuję pana dyrektora Chylińskiego wydawało mi się to bardzo nie fair, ponieważ pan Chyliński niczym sobie nie zasłużył by nazywać go: "pedałem", "pedałkiem w garniturkach", "marynareczkach". Nie widzę powodów by się tłumaczyć. Każdy ma swoje emocje, złości i prawo póki co w wolnej Polsce wylać to gdzie chce, powiedzieć, napisać. Ja nikomu nie grożę śmiercią. Jeśli panią Ewę obraziłam to z tego miejsca przepraszam i tyle. To były emocje. Oczywiście ani pani rozmowa nie powinna wypłynąć ani jakiekolwiek smutne słowa. Pani bardzo dobrze mnie zna i wie, że ja tak nie myśle – stwierdziła wiceprzewodnicząca Małgorzata Adamska-Jasińska.
Pod koniec emocjonalnego wątku emocje zaczeły nieco opadać.
- Z tego co wiem to bardzo w porządku zachowali się państwo Sokólscy. Przeprosili. Sytuacja nie powinna mieć miejsca. To wypłynęło chociaż to była prywatna rozmowa – ocenił Marcin Kośmider.
Dyskusję zakończyła Ewa Sokólska.
- Proszę nie mówić mi, że nie szanuje pana dyrektora, bo często podkreślam jego profesjonalizm w pracy, mówię o tym publicznie i dziękuje mu publicznie za pewne rzeczy. To było bardzo niefortunne. Jest mi bardzo przykro, ale czasami brzydkich słów się w domu używa. Ja również słyszę w przestrzeni szkoły podstawowej słowa różne z ust nauczycieli. I co mam to teraz publikować, bo tak powiedzieli? Ludzie, gdzie my jesteśmy? Jesteśmy tylko ludźmi – zakończyła Ewa Sokólska.
Po tych słowach sesja się skończyła, ale niesmak wśród wyborców na pewno pozostał.