Klaudia jest młodą, uśmiechniętą dziewczyną, ma kochającego męża i dwuletniego synka Olusia. Jej życie byłoby piękne, gdyby nie jedno „Ale”. „Potwór” z jakim zmaga się od pięciu lat ma na imię Nowotwór. W grudniu 2015 r. Klaudia trafiła do szpitala z bólem podbrzusza. Po przeprowadzonych badaniach okazało się, że jest to nowotwór złośliwy jajnika.
- Wcześniej, życie toczyło się swoim torem. Były lepsze i gorsze dni. Ot zwyczajne życie, zwyczajnej dziewczyny. Jednak rok 2015 spowodował, że już nic nie było takie samo. Ból nasilał się bardzo, więc zmuszona byłam udać się do lekarza. Na badaniu USG, okazało się, że na narządach rodnych mam dużych rozmiarów guzy. Lekarz w miejskim szpitalu nie pozostawiał złudzeń, powiedział wprost, że niezbędne jest usunięcie wszystkich powiązanych narządów, że zostanę kaleką. Świat runął mi na głowę, w jednej chwili życie zmieniło się w piekło – pisze w liście do redakcji Radia Płońsk Klaudia Ryzińska-Wójcik, pochodząca z Płońska.
Klaudia tylko do tej pory przeszła 2 operacje oraz 4-miesięczną chemioterapię w Centrum Onkologii – Instytucie im. Marii Skłodowskiej Curie w Warszawie.
TO NIE SPACER PO OGRODZIE
W 2018 r. przyszedł na świat ukochany synek Oluś. Jej oczko w głowie. Ten dzień stał się nadzieją na lepszą przyszłość. Klaudia czuła się lepiej. W jej życiu po wielu pochmurnych dniach znów zaświeciło słońce.
- Będąc w szpitalu zdobyłam od siostry nr. telefonu do lekarza w Warszawie, który po rozmowie kazał mi przyjechać. Wtedy poczułam, że jest może iskierka nadziei. Na własne żądanie wypisałam się ze szpitala i udałam się do Warszawy. Po konsultacji lekarz, który mnie badał powiedział, że nie da mnie skrzywdzić i zrobi wszystko aby ratować moje narządy. Ucieszyłam się jak dziecko. Pierwsze moje słowa po operacji brzmiały: „Czy wszystko jest na miejscu”. Lekarz z uśmiechem odpowiedział, że tak. Kamień spadł mi z serca. Potem przyszło jeszcze oczekiwanie na wyniki z laboratorium, które miały określić łagodność lub złośliwość guzów. To były 3 tygodnie pełne stresu i napięcia. Na szczęście zmiany okazały się łagodne. Powoli wracałam do siebie - tłumaczy Klaudia.
Niestety ten piękny sen szybko prysł. Rzeczywistość po dwóch latach była dużo bardziej brutalna. Gdy wydawało się, że nowotwór został pokonany, w 2020 r. nastąpił nawrót choroby.
- Myślałam, że będzie dobrze jednak po 6 miesiącach na kontrolnej wizycie okazało się, że guzy wróciły. Znowu moje życie się zawaliło. Czekała mnie kolejna operacja. Tak jak poprzednim razem było nerwowe oczekiwanie na wynik. Jednak tym razem wynik był „pozytywny” - diagnoza brzmiała mi w uszach. NOWOTWÓR ZŁOŚLIWY. Lekarz powiedział,że jestem przypadkiem jednym na tysiąc, ponieważ ten rodzaj nowotworu nie powinien nabrać „złośliwości”. W głowie tysiące pytań ... jednak nigdy nie zadawałam sobie pytania: „Dlaczego ja. A dlaczego inni, dlaczego dzieci”. Nikomu przecież nie życzyłabym, by znalazł się na moim miejscu. Trzeba było działać. Trafiłam na oddział onkologiczny. Tam na pierwszej rozmowie pani profesor sprowadziła mnie na ziemię. Powiedziała: „Klaudia to nie będzie spacer po ogrodzie, to będzie walka z poważnym przeciwnikiem”. Powiedziała, ze czeka mnie kilka kursów chemioterapii, która już na zawsze odmieni moje życie. I tak się stało. Podczas choroby miałam na szczęście wsparcie. Cały czas był ze mną mój chłopak. Obecnie mój mąż a także mama, tata i przyjaciółka Asia. Gdyby tak nie było nie wiem jak bym to wszystko wytrzymała – opowiada Klaudia.
OKROPNY WRÓG
List, który otrzymaliśmy od bohaterki naszego reportażu wyciska ostatnie łzy. Przytaczamy go, by inni czytelnicy mogli wczuć się w dramatyczną sytuację Płońszczanki.
- Leczenie na onkologii było dramatem pomijam swoje złe samopoczucie. Widok pacjentów, wykończonych przez chorobę odbierał nadzieję. Patrzyłam na to z boku nie chcąc przyjąć do wiadomości, ze przecież jestem w tej samej sytuacji. Podczas kursów chemii zaprzyjaźniłam się z dwiema dziewczynami. Niestety obie zmarły, przegrały nierówna walkę. Takie wydarzenia pozostawiają ślad w psychice już na zawsze. Myśli,które kłębiły się wówczas w mojej głowie nie jestem nawet w stanie nikomu opisać. Chemia zostawia w organizmie spustoszenie, zmieniałam się, słabłam, włosy wypadały garściami. Nadszedł czas ogolenia głowy. Kto tego nie przeżył nie wie jak traumatyczne jest to przeżycie dla kobiety. Patrzysz w lustro i jesteś przerażona. Nie poznajesz osoby w jego odbiciu. To nie ja, myślisz. Przecież ja tak nie wyglądam. Na szczęście miałam przy sobie swojego Przemka. Codziennie modliliśmy się o zdrowie i by ten koszmar się już skończył. W trakcie chemioterapii dowiedziałam się o dożylnych wlewach z witaminy C, zaczęłam stosować takie wlewy oraz suplementację. Pamiętam, ze lepiej się po nich czułam. Większość lekarzy odradzało mi to, jednak tonący brzytwy się chwyta a poza tym lepiej znosiłam chemioterapię. Zaczęłam interesować się medycyną niekonwencjonalną. Stosowałam restrykcyjną dietę. Wszystko by żyć. Niestety takie leczenie jest bardzo drogie, tak więc z powodu braku pieniędzy, powoli od tego odchodziłam. Starałam się żyć normalnie. Wzięłam ślub a w 2018 roku urodziłam wymarzonego synka Olusia. To był najpiękniejszy dzień w moim życiu. Niestety podczas cesarskiego ciecia okazało się, że znowu pojawiły się guzy, które przy okazji cesarki usunięto. Na szczęście zmiany okazały się łagodne. Olek urodził się zdrowy. Dostał 10 pkt. To mój największy skarb, moja nagroda za wszystko co przeszłam. Dziś nie wyobrażam sobie życia bez niego. Tak bardzo chciałam, móc żyć jak inne matki, znienawidziłam tę chorobę za to, że odbiera mi tak cenne chwile z synkiem. Teraz znowu muszę walczyć. Nie tylko dla siebie, ale także dla mojego synka. Ponownie podjęłam kosztowne leczenie. Do tej pory, przy pomocy rodziny jakoś sobie radziliśmy - pisze w liście do Radia Płońsk - Klaudia.
LECZENIE KOSZTUJE
Klaudia wierzy, że wyjdzie z tego nierównego pojedynku zwycięską ręką. Aktualnie jej leczenie obejmuje m. in. dożylne wlewy. Potrzebuje również stałej rehabilitacji w celu regeneracji nerwów kończyn górnych i dolnych po uszkodzeniach powstałych na skutek chemioterapii. Niestety zaproponowane przez lekarzy i na chwile obecną jedyne skuteczne leczenie i rehabilitacja nie są finansowane z NFZ. Lekarz z Instytutu Immunoterapii Nowotworów i chorób przewlekłych oszacował 6 miesięczny koszt terapii i suplementacji na ok. ... 193.000 zł z założeniem, że czas leczenia, może zostać wydłużony w zależności od osiągniętych wyników. Nietrudno się domyślić, że to kwota ponad życiowy stan Klaudii i jej rodziny.
- Każda ofiarowana złotówka da szansę na życie Klaudii. W jej imieniu prosimy o pomoc. Ta młoda dziewczyna potrzebuje Nas, potrzebuje tysięcy wspaniałych serc, które dadzą jej nadzieję. Każda, nawet najmniejsza darowizna, ma wielką moc, gdy jest nas wielu. Każde udostępnienie i nagłośnienie zbiórki ma znaczenie i daje szansę na ratowanie życia Klaudii a małemu Olusiowi daje nadzieję na dorastanie w obecności swojej ukochanej mamy. Prosimy wszystkich Ludzi Dobrej Woli o wsparcie tej cudownej Rodziny – tłumaczy Magdalena Jankowska, przyjaciółka chorej.
LICYTACJA TRWA – KAŻDY MOŻE POMÓC
Pomimo choroby kobieta rzadko zwierza się ze swoich problemów. Pewnie gdyby nie samozaparcie jej bliskich rodziny i przyjaciół sama o problemach nie powiedziała by nikomu.
- Nie prosiłam o pomoc. Uznawałam to jako oznakę słabości. O mojej chorobie dowiedziała się Fundacja Skarbowości, która zaoferowała mi pomoc. Nie byłam do tego przekonana. Bałam się opinii ludzi, co o mnie powiedzą. Bałam się oceniania. Przecież wokół jest tylu potrzebujących. Nie ja jedna. Do zmiany decyzji przekonała mnie wspaniała dziewczyna, która zorganizowała na facebooku zbiórkę na moje leczenie – tłumaczy Klaudia, mając na myśli wspaniałą przyjaciółkę Magdę Jankowską, która wspiera ją na każdym kroku.
Grupa nazywa się #Licytacje dla Klaudii Ryzińskiej-Wójcik-ekipa-otwartych serc. Grupa jest otwarta, rośnie w siłę, ponieważ wciąż przybywają nowe osoby niosące bezinteresowną pomoc. Każdy może się przyłączyć.
- W tym miejscu chciałabym serdecznie podziękować, każdej bez wyjątku osobie, która z potrzeby serca poświęca swój cenny czas. Dla wielu ludzi jestem kompletnie obca a mimo wszystko bezinteresownie pomagają. Tylko mając otwarte serce można być skłonnym do takich zachowań. Wiec myślę, że nazwa grupy jest trafiona. DOBRO WRACA i ja w to wierzę. Czego Państwu i sobie życzę – kończy Klaudia.
Nie raz udowodniliście, że razem potrafimy przenosić góry. Nie jedna osoba dzięki solidarnemu wsparciu dostała drugą szansą pokonując „potwora”. Nie mamy wątpliwości, że dzięki Państwa wsparciu Klaudia też go pokona. Serce matki jest niezniszczalne.
Jeśli ktoś chciałby pomóc Klaudii i jej rodzinie może przelać dowolną kwotę pod linkiem: https://klaudiaryzinska.fundacjaskarbowosci.pl/ lub na numer konta: BANK PEKAO S.A. I/O Bydgoszcz: 83 1240 1183 1111 0000 1291 2865 z dopiskiem: Nr 201 Klaudia Ryzińska-Wójcik.